4 grudnia 2005r.  Nowa płyta Marka Gałązki

" A tu wciąż ta sama marynarka. . . "   " Miasto O. . . " 

Kiedy artysta, któremu za cały warsztat służy głos i gitara, zapuszcza się w rejony, należące do perkusji, gitary basowej czy saksofonu, efektów nie da się przewidzieć. Przekonał się o tym bardzo dotkliwie Jacek Kaczmarski - o dobrej skądinąd płycie pt. " Między nami"  pisano " nieudana próba wzbogacenia brzmienia o instrumentarium orkiestrowe" . W przypadku albumu Marka Gałązki jest inaczej - dodatkowe instrumenty nie odwracają uwagi od treści, wręcz przeciwnie - jedynie ją uwypuklają.  Nadrzędną cechą tej płyty jest poetyckość - najbardziej widoczne jest to, oczywiście, w kołyszącej " Pieśni o nocy" (okraszonej brzmieniem harmonijki ustnej), ale nie tylko. Także w ewidentnie rockowym " A kiedy jesteś" (z tekstem: Czekam na ciebie/Ja na tym niebie/Na tę polanę/Przejdziesz przez tęczę), w którym pojawia się również Stachurowa " jaskrawość" . Ale po kolei. . . 

Płytę otwiera tytułowe " Nocne miasto O. . . " , śpiewane przez Marka Gałązkę i Mirosława Czyżykiewicza - głosy dwóch bardów znakomicie się uzupełniają, piosenka sobie płynie, a my - razem z nią. W " Barze Jurand"  daje o sobie znać umiejętność układania przez autora zaskakujących fraz (I z Marka książek Hłaski), pojawia się także mrugnięcie okiem do oczytanych i osłuchanych odbiorców (To proste szoferaki /Z Garczarka pieśni strof), będące być może także próbą zwrócenia uwagi na zapomnianego barda, który w roku 1981 odważył się zaśpiewać, że " przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał" . Oddzielny rozdział to " Smutno" , zaśpiewane do słów Steda, który napisał porażająco trafny i przejmujący, a przy tym prosty tekst. Cohenowskie (bo o nieszczęśliwej miłości), polskie (bo Stachura), ale przede wszystkim - szczere i ogólnoludzkie. Marek G.  z zespołem zaśpiewał i zagrał to w taki sposób, że oddał w melodii i w głosie tytuł piosenki - sposób śpiewania, " smutne"  saksofony. . . nie przypadkowo chyba nasunęło mi się skojarzenie z kanadyjskim bardem, któremu na samym początku drogi twórczej polecano dołączać do płyt żyletki. . . co do muzyków - w pełni profesjonalni, rozumieją się bez słów oraz - co najważniejsze - granie sprawia im radość. Po wysłuchaniu tego albumu nikt mnie nie przekona, że jakikolwiek komputer jest w stanie zastąpić żywe instrumenty oraz tych, którzy na nich grają. We wspomnianej już piosence do wiersza Gałczyńskiego nie ma żadnych szaleństw głosowych (w przeciwieństwie do np. " A kiedy jesteś. . . " ), jest za to delikatny akompaniament i na poły recytowany, na poły nucony tekst. . . 

Po wysłuchaniu tej płyty nasunęły mi się dwie refleksje. Pierwsza:tyle wartościowej, intelektualnej muzyki przepływa obok, zupełnie niezauważone. Druga: tego krótkiego albumu najlepiej słuchać, siedząc w półmroku(np. ze szklaneczką dobrego wina) - po prostu zamknąć oczy i słuchać. Bardzo kojące. 

Nigdy nie byłem w Olecku, które kojarzyło mi się dotychczas jedynie z Przystankiem Olecko oraz osobą Roberta Leszczyńskiego. Marek Gałązka próbuje przekonać słuchaczy, że nocą Olecko jest wyjątkowo piękne. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję poczuć klimat " mitycznego miasta O. . . " . 

" Ballady Edwarda Stachury śpiewa Marek Gałązka" 
Koleżanka pożyczyła mi niedawno kasetę, zatytułowaną " Ballady Edwarda Stachury śpiewa Marek Gałązka" . Nazwisko wykonawcy nic mi nie mówiło, ale owa kaseta została opatrzona komentarzem " On najlepiej śpiewa Stachurę" , co tylko zaostrzyło mój muzyczny apetyt. Kiedy usłyszałem, jak Sted śpiewa " Nie rozdziobią nas kruki" , byłem w szoku. Mężczyzna, który - według " Siekierezady"  - pracował na zrębie i dawał sobie rwać bez znieczulenia zęby słynnej dentystce Majce Nowak, śpiewał altem i jakby. . . " na szlochu" . Nic więc dziwnego, że gdy tylko pojawiła się alternatywa w postaci kasety Marka Gałązki, nie wahałem się ani przez chwilę. Owa koleżanka stwierdziła także, że wykonanie piosenek Stachury na przykład przez Stare Dobre Małżeństwo zupełnie jej nie przekonuje. Posłuchałem dla porównania i stwierdziłem, że ma rację. SDM świetnie wypada koncertowo(" Cudne manowce"  - zabawny wstęp do " Opadły mgły, wstaje nowy dzień"  czy pomysłowa aranżacja " Piosenki dla robotnika rannej zmiany"  ), ale Krzysztof Myszkowski nie ma w głosie tej wiarygodności, co Marek Gałązka. Więc posłuchałem wspomnianej kasety. . . 

Przed słuchaniem najlepiej nie spoglądać na kolejność utworów - płyta to kompletna, zamknięta opowieść (podobnie, jak " Trzeciorzęd"  Jana Wołka), a utwory bardzo płynnie przechodzą jeden w drugi. Ów koncert sprzed dwudziestu lat (ukłony dla realizatora - jakość rejestracji, jakby to było wczoraj) w Teatrze Adekwatnym otwiera " Introit"  - swoiste credo " uśmiechniętego Dostojewskiego" , ale również zaproszenie słuchaczy do wspólnej wędrówki. Na papierze - banałek, ale wykonanie - arcydzieło. Przechodzi on w dramatyczne " Czy warto" (opatrzone na " Niebieskiej tancbudzie"  SDM - u wesolutką(!) aranżacją. . . ), zakończone jednak optymistycznym przesłaniem. Marek Gałązka lubi zaskakiwać - bluesową aranżacją(" Biała lokomotywa" ), krzykiem w najmniej oczekiwanym momencie i stukaniem w pudło gitary(" Na błękicie jest polana" ) czy recytacją połączoną ze śpiewem(" Zobaczysz" , " Dwadzieścia lat później" ). Artysta zdziera gardło również w " Zabraknie ci psa"  oraz " Jest już za późno, nie jest za późno"  - pierwsza piosenka zagrana i zaśpiewana jest z niesamowitą swobodą. Nieoczekiwanie przechodzi w " Piosenkę dla zapowietrzonego" , którą do tej pory znałem jedynie z rockowego wykonania Joanny Prykowskiej ("Cudownie jest" ), a które nie umywa się nawet do wersji z tego koncertu (nie tylko z racji tego, że gdzieś zapodziała się część tekstu. . . ). " Tobie, albo zawieja w Michigan"  rozpoczyna gwizdanie, z kolei " Nie rozdziobią nas kruki"  wieńczy fragment muzyczny znanej kolędy. " Życie to nie teatr"  śmiało można nazwać utworem ponadczasowym - świadczy o tym choćby wykorzystanie fragmentu w etiudzie Iwony Siekierzyńskiej " Randka w ciemno" (wykonuje go jeden z bohaterów). Koncert zamyka kołyszące (mówiąc trywialnie - " można się gibać" ) " Żegnaj pustko" , w którego refrenie słyszymy śpiewającą publiczność, a także nucącego Marka G. 

Jeśli zestawi się ten koncert z " Miastem O. . . " , nasuwa się jeden wniosek - Marek Gałązka nadal jest w świetnej formie. Wystarczy zajrzeć do działu " Koncerty"  na www. galazka. pl Nie spoczywa na laurach, nadal szuka nowych środków wyrazu. Tym ciekawiej zapowiada się najnowsza płyta " Tu Stacja Sopot" , której producentem jest. . . lider między innymi " Miłości"  i " Kur"  - Tymon Tymański. Czy będzie to album spod znaku " A kiedy jesteś" , a może jeszcze mocniejszy? Jedno jest pewne - głos i gitara pozostaną te same. 
                   Tomasz Klauza

.


Ostatnia zmiana: 15 grudnia 2005 w@m