12.03.2012 AUTORSONG - recenzja Beaty Bonik zamieszczona na portalu
Strefa Piosenki
Najnowsza
płyta Marka Gałązki "Autorsong" to rzecz bardzo świeża, można by rzec
jeszcze cieplutka, bo wydana w styczniu tego roku. Każde pierwsze
spotkanie z płytą budzi we mnie szczególne wrażenie. I nie chodzi o
zetknięcie z muzyką – w naszej epoce, jak wiadomo, nie trzeba kupować
płyty, by jej słuchać. Ale dla mnie ważne jest samo fizyczne zetknięcie,
dosłowne dotknięcie płyty. Jest to okazja do absolutnie niepowtarzalnego
kontaktu artysty z odbiorcą. Okładka, grafika, kształt liter, zdjęcia,
opisy mówią tak wiele o twórcy, o jego stosunku do swego dzieła i do
mnie jako adresata. Najnowsza płyta Marka Gałązki, podobnie jak
poprzednia, wydana została z wielką starannością. Uwagę zwraca już
okładka zaprojektowana przez Walentynę Szobę. Kolorystyka, wydawałoby
się, banalna, rozpięta pomiędzy czerwienią, bielą i czernią, ma swój
szczególny wyraz. W jakimś sensie nawiązuje do zawartości muzycznej
płyty, do tekstów i muzyki, a przy tym sprawia, że wyróżnia się pośród
innych i zapada w pamięć.
"Autorsong" to pierwsza autorska płyta Marka Gałązki, który jest twórcą
i muzyki, i tekstów. Przyznaję, że dla mnie Marek Gałązka to wciąż "bard
Stachurowy". Jest to zapewne myślenie stereotypowe, ale wydaje mi się,
że nie jestem w tym kategoryzowaniu odosobniona, zwłaszcza że ma ono swe
uzasadnienie. Każda z wydanych dotychczas czterech płyt poświęcona była
przynajmniej w części Edwardowi Stachurze, którego popularyzatorem jest
Marek Gałązka od ponad trzydziestu lat. Może dlatego w tej całkowicie
już "Gałązkowej" płycie znajduję całkiem sporo Stachury – są to i jakieś
echa w tekstach, i znajome akordy, rytmy... Po pierwsze jednak – trudno
się spodziewać całkowitego zerwania z tym, co i jak tworzył artysta
dotychczas, po drugie – Stachura na tej płycie towarzyszy co prawda
Gałązce, ale go nie przytłacza, nie można więc mówić o automatycznym
powielaniu schematów. Poza tym są tu też utwory, w których stachurowych
ech właściwie nie ma, jest natomiast wyraźna łączność z dotychczasową
twórczością w traktowaniu muzyki. Melodie Marka Gałązki są jak dawniej
bardzo proste, rytmiczne, oparte niekiedy na kilku zaledwie akordach, z
licznymi powtórzeniami, a główny instrument to, jak zwykle, gitara. Jest
w tym jakieś nawiązanie do toposu barda – wędrowca, filozofa –
prostaczka, snującego nocne nieskończone opowieści o życiu przy
niedbałych uderzeniach w struny instrumentu. Takie wyobrażenie
wykorzystał wszak i utrwalił sam Stachura. Ascetyzm tej muzyki w
umiejętny sposób potraktował Tymon Tymański. Dzięki jego aranżacjom
piosenki nabierają zupełnie innego charakteru, stają się bogatsze,
bardziej różnicowane, intrygujące, nie tracąc swego pierwotnego
charakteru, choć czasami bliżej im do świateł estrady i scen
koncertowych, niż do monologów barda samotnika. Dlatego warto do nich
wracać, by cierpliwie i wytrwale przemierzać kolejne ich piętra,
podążając za głosem tekstu, rytmu, brzmienia instrumentów.
I na pewno warto cierpliwie czekać na kolejne pyty, z ciekawością –
dokąd zawiedzie nas, podążający tropem barda Stachury, bard Gałązka?
Beata Bonik
Powrót do aktualności |